Wszak wybory to prawdziwy sprawdzian popularności i poparcia dla polityków. Jak więc inaczej interpretować wyniki niedzielnego głosowania? W powiecie biłgorajskim na blisko czterdzieści trzy tysiące głosów poparcia, pierwszy od końca dostał ich zaledwie pięćdziesiąt osiem. Drugi - także od końca - siedemdziesiąt siedem, a trzeci czterysta pięćdziesiąt osiem. O ile wyniki ezgotycznych kandydatów nie dziwią, bo Kornel Morawiecki i Bogusław Ziętek na politycznej scenie nie istnieją, to poparcie jakie uzyskali Marek Jurek, Andrzej Olechowski, Andrzej Lepper i Waldemar Pawlak oraz ich mina kiedy zobaczyli słupki mówi jedno, ale po kolei.
Przekuć porażkę w sukces
Pierwszy od końca - Kornel Morawiecki winą za swoje marne 0,13 proc. obarczył media, bo jak stwierdził "media robią tą kampanię, a nie sama kampania się robi". Kolejne miejsce i 0,18 proc dla Bogusława Ziętka. Ten z kolei podkreślał, że nikt, tylko on mówił o problemach społecznych i na tacy podawał pomysły, by te problemy rozwiązać. Morawiecki i Ziętek wynikami niedzielnych wyborów nie byli zaskoczeni. Co innego gdy spojrzymy na innych kandydatów.
Pierwszą trójkę, pierwszą od końca, zamyka Marek Jurek. Kiedyś poseł i marszałek Sejmu, dziś lider Prawicy Rzeczpospolitej, bez dobrego PR. Minę miał nietęgą. 1,06 proc. dla polityka takiego kolibru... Dalej Andrzej Lepper. Podczas ostatnich wyborów do parlamentu nawet nie wszedł do swojego sztabu. W niedzielę robił natomiast dobrą minę do złej gry. "Wróciliśmy na scenę polityczną, to był cel Samoobrony. Społeczeństwo wie, że partia nie zginęła, że jesteśmy uparci, o to nam chodziło" - wmawiał dziennikarzom były wicemarszałek Sejmu, były wicepremier, były minister.
Kandydatem, który trzeźwo ocenił niedzielny wynik był Andrzej Olechowski. On żyje według zasady - jak spadać to z wysokieco konia. Choć wyrazem twarzy zbliżony do pozostałych kandydatów, to jako jedyny przyznał po prostu, że nie podołał tej kampanii.
Paradoksalnie tym, który najbardziej stracił na starcie w wyborach był ten, który zajął miejsce w pierwszej piątce. 1,75 dla wicepremiera jeszcze bardziej podzieli i tak już podzielonych ludowców. "Wybory to nie jest nasza specjalność" - przyznał z rozbrajającą szczerością lider PSL. Jednak jak na strażaka przystało pewnie ugasi i ten pożar.
Patrząc na ich miny, słuchając ich tłumaczeń, można się zastanawiać po co kandydowali. Odpowiedź jest dosyć prosta - darmowy czas w mediach, a więc darmowa reklama. Szczególnie przed wyborami samorządowymi, bo tam ugrać można znacznie więcej, ale przegrywać trzeba umieć.