Wiele lat w strachu
Jak twierdzą mieszkańcy tego urokliwego miejsca położonego w południowej części powiatu biłgorajskiego, pierwszy raz podniesiony stan wody zauważyli ok. 1995 roku. Od tamtej pory mała rzeczka - Mucha, która niegdyś była rowem melioracyjnym, stanowi zagrożenie nie tylko dla ich upraw, ale i całego dobytku. Jak tylko przychodzą większe opady deszczu, od razu woda wlewa się na ich pola i do domów. Wiosenna powódź była już szóstą, z która zmagali się mieszkańcy gminy. Ta niepozorna rzeczka wylała dwukrotnie w ciągu jednego miesiąca. - Na podwórzu było ok. 1.20m wody na powierzchni ok. 1,5 ha, zalało suszarnie do tytoniu, garaże, budynki gospodarcze - powiedział Jan Sabała, jeden z mieszkańców wsi. Teraz przyszła kolejna powódź, po kilku deszczowych dniach wiele osób straciło uprawy, a inni, by pozbyć się wody z domu zmuszeni byli do zakupu pomp.
Co zarzucają mieszkańcy?
- Rzeka jest dość płytka, dodatkowo na całej jej długości dno pokryte jest roślinami. Władze nie robią nic, by rozwiązać ten problem. Nie ma mowy o poszerzaniu czy pogłębieniu rzeki. Nie zostały podjęte żadne działania mimo, że już wiele razy składane były skargi, a powinny być zrobione przepusty na długości co najmniej 5 km - dodał Waldemar Sabała.
Mieszkańcy zarzucają także zanieczyszczanie małej rzeczki odpadami, które uniemożliwiają swobodny przepływ wody. Mówią również o braku podjęcia jakichkolwiek działań wtedy, gdy były one możliwe, czyli po ustąpieniu wody po pierwszej i drugiej powodzi w maju tego roku. - Można było przekopać rzekę, tak żeby nadmiar wody spływał na łąki i wtedy na pewno nie zalewało by nam podwórek - żali się pan Waldemar i dodaje, że - Kiedyś nad rzeką była taka skarpa, która pełniła funkcję wału, teraz go nie ma, a przez to zniknęła ochrona przed wylaniem rzeki, chcieliśmy odbudowania wału, ale wójt mówi, że nie ma na to pieniędzy.
Tematem od wielu lat zajmuje się także jeden z radnych Rady Gminy Mieczysław Dzikoń. Podczas sesji regularnie zgłasza problem podstopień znacznej części gospodarstw. - W tym roku zalany mam dom po raz czwarty, ale taka sytuacja jest nie tylko u mnie, dookoła wszyscy sąsiedzi mają podobny problem. Rzeka jest nieczyszczona, nic się wokół niej nie robi. Ja rozumiem, że inne inwestycje też są potrzebne, ale jeśli nie ma na wszystko pieniędzy, to trzeba wybrać te, które są najważniejsze. Już nie mówię żeby rzekę pogłębiać, ale można wodę skierować na łąki, niech zaleje nieużytki, a nie nasze domy - apeluje radny Dzikoń.
Oczywiście wiele razy składali do wójta skargi i prośby o poczynienie starań związanych z uregulowaniem rzeki, niestety jak twierdzą ten odpiera zarzuty słowami, że rzeka nie należy do gminy. I tak rzeczywiście jest. Jak przyznaje sekretarz gminy rzeka należy do Wojewódzkiego Zarządu Inwestycji Rolniczych.
Kto powinien zadbać o rzekę?
Ten ciek wodny niegdyś był traktowany jako rów melioracyjny, a zarządzała nim Gminna Spółka Wodna. Ponieważ jej utrzymanie przerastało możliwości Spółki, gmina poczyniła starania, żeby rzeka została przejęta na stan przez Wojewódzki Zarząd Inwestycji Rolniczych, to jest jednostka podległa Marszałkowi Województwa. Tak też się stało. - WZIR dysponuje większymi pieniędzmi i zgodzili się to przejąć na swój stan. W tej chwili podjęte są działania związane z regulacją stanu prawnego tego cieku - powiedział sekretarz gminy Łukowa, Stanisław Pokarowski. Okazuje się, że nie jest on geodezyjnie wyodrębniony, a uregulowanie stanu prawnego będzie wiązało się z wykupem terenów i w związku z tym będzie konieczność sporządzenia nawet kilkuset aktów notarialnych. Póki co mieszkańcy nie mogą spodziewać się rozpoczęcia większych robót, mających na celu wyeliminowanie problemu podtopień. - Takie roboty na ciekach wodnych zgodnie z planem mogą być prowadzone tylko po uzyskaniu pozwolenia na budowę, a żeby mieć pozwolenie na budowę trzeba dysponować terenem, czyli o pozwolenie na jakiekolwiek prace wystąpić może jedynie właściciel, którym jest WZIR. My, jako gmina, w miarę możliwości im pomagamy, wiem, że już prowadzone są pewne prace geodezyjne, ale to wymaga czasu - dodał sekretarz. A potrwać to może nawet dwa, trzy lata. Przez ten czas mieszkańcy mogą liczyć jedynie na niewielką pomoc ze strony władz. Obecnie wykonywane są przekopy, mające ukierunkować nadmiar wody na łąki. - Po tej drugiej powodzi, nabyliśmy w tym celu koparkę, do tej pory nie dysponowaliśmy takim sprzętem, o ile mi wiadomo przez ostatnie dwa tygodnie ta koparka cały czas pracuje na najbardziej newralgicznych terenach, jednak to są roboty jedynie doraźne - przyznaje sekretarz Pokarowski.
A mieszkańcom Łukowej pozostaje tylko liczyć na cud, że w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat pogoda będzie łaskawsza i nie dojdzie do kolejnych podtopień.